Długo mnie tu nie było, wiem. Przytyłam, to również wiem. Wstydzę się siebie i wszystkiego co jest ze mną związane.
Wiele razy próbowałam wrócić, ale nie potrafiłam. Za każdym razem mama zaciągała mnie do jedzenia mówiąc, że schudłam (chociaż przytyłam). Boją się o mnie, chociaż tak na prawdę szkodzą, nie pozwalając się odchudzać. Lepiej czuję się chudziutka niż tłusta. Nie rozumieją tego, nikt tego nie rozumie. Denerwują mnie ciągle powtarzane przez mamę słowa, że inni mają gorzej i co mają powiedzieć dziewczyny strasznie grube z gigantyczną nadwagą. Ale dlaczego ja mam się zadowolić sobą i akceptować to co mam, zamiast dążyć do czegoś większego i lepszego. Nie pozwolę sobie wmówić, że jest dobrze, bo dla mnie nie jest.
Jestem wdzięczna swojej cioci, która powiedziała mi coś ważnego w te święta, a mianowicie że nie lubi osób, które użalają się nad sobą i nie idą na przód. Każdy może mieć gorsze dni i trochę ponarzekać, ale za chwile powinien się podnieść i dalej się rozwijać. Przeszłość traktować jako przestrogi i istotne doświadczenie ale przyszłość zależy tylko i wyłącznie od nas. Ja zawaliłam i stałam w miejscu, płacząc, że jestem gruba.
Wczoraj kupiłam sobie sukienkę na sylwestra. Przymierzyłam ją potem jeszcze raz w domu i się rozpłakałam. Widziałam kogoś kim nie chcę być już dłużej. Skasowałam poprzednie posty i zaczynam od nowa.
Ważę 62 kg a kolejny raz zważę się 5 stycznia i mam zamiar widzieć przed sobą osobę co najmniej o 1 kg szczuplejszą. Za wszelką cenę, choćbym miała przepłacić za to wszystko zdrowiem, będę chuda. Do lutego chcę ważyć najwięcej 57 kg. Im mniej tym lepiej, ale wolałam wytyczyć sobie mniejsze cele, żeby spokojnie podołaj zadaniu.
Trzymajcie się
K.