niedziela, 8 września 2013

...

Wiem, że moje ostatnie posty wyglądają identycznie. Najwidoczniej nie staram się zbyt mocno, ale zaprę się tym razem, żeby zdobyć to, o czym marzę od dawna.
Od kilku dni jestem na "diecie". Nie jem słodyczy i ograniczam posiłki. Uznałam, że lepsze będą małe kroczki i w ten sposób uniknę nagłych napadów głodu.
Nie będę się rozpisywała, ponieważ i tak większość nie będzie chciała tego czytać. Zawiodłam wszystkich, a w szczególności samą siebie.

sobota, 23 marca 2013

nowy powód? (dzień 2)

Tak, znów wróciłam, a właściwie chciałabym wrócić. I chociaż nie wiem czy mi się to uda, to będę robiła wszystko co w mojej mocy. Dla niektórych może wydawać się to głupie, ale ja naprawdę chciałabym wchłonąć w to tak jak kiedyś, było mi tak dobrze... I lżej?

Co było przyczyną powrotu?
Wiele się pozmieniało od mojej ostatniej wizyty, pogodziłam się z koleżanką, z którą myślałam, że już nigdy nie będzie tak samo. Powodem "zapomnienia" krzywd była śmierć naszego kolegi, dzięki któremu dotarło do nas, że żadna nie chciałaby, żeby stało się coś drugiej i umrzeć z tyloma niewyjaśnionymi sprawami. Do tego mój były chłopak, na którego byłam strasznie zła okazał się być narkomanem. Na szczęście wyszedł z tego i znalazł sobie kolejną ukochaną. Strasznie mnie to zabolało, gdy okazało się, że nie ufał mi na tyle by opowiedzieć mi o tym wcześniej. Niedawno jeszcze wylądował w szpitalu, o którym również mi nie powiedział. Wszystko sprawiło, że poczułam się naprawdę niepotrzebna, ale skoro on nie oczekuje ode mnie pomocy, to ja odsunę się na bok i nie będę już więcej wchodziła mu w drogę. Przechodząc do sedna: poznałam kogoś i  mówiąc szczerze, to chyba dla niego postanowiłam powrócić. Nie jesteśmy jeszcze razem, ale przyszedł czas by o siebie zadbać.

Trzymajcie się :)



piątek, 4 stycznia 2013

Życiowe

Życie już takie jest - daje nam coś dobrego, ale po chwili burzy to, a razem z tym upada nasza nadzieja na coś lepszego. Przyjaciel jest jedną z tych rzeczy, która jest najistotniejsza, zwyczajnie potrzebna do przetrwania w tym chorym świecie. Myślałam, że ten nowy rok będzie w jakiś sposób szczególny, a nawet jeśli nie, to przynajmniej żeby nie był gorszy od poprzedniego. Niestety w samego sylwestra pokłóciłam się z przyjaciółką. Chyba można to nazwać końcem, bo nie widzę już dla nas nadziei. Mieszkam z nią w pokoju w internacie i chociaż widzimy się codziennie, to nie odzywamy się do siebie. Nie wiem czy przyjaźń, która się kończy można w ogóle nazwać przyjaźnią. Czy ona kiedykolwiek powinna być tak nazywana. Zostałam zmuszona przez sytuację, żeby z nią mieszkać, a potem po prostu się przyzwyczaiłam do jej towarzystwa. Byłyśmy nierozłączne, przez wiele osób uważane za siostry, ze względu na podobną budowę i posturę ciała a także kolor włosów, oczu, kształt twarzy i głos. Czasem świetnie się dogadywałyśmy a czasem traktowała mnie jak zło konieczne. Częste obelgi i uwagi w moją stronę sprawiały mi przykrość, ale godziłam się z tym, ponieważ taka już jestem. Słaba i nieasertywna. I chociaż na co dzień można by sądzić, że jestem twardą i pewną siebie osobą, to w rzeczywistości zranienie mnie jest prostsze niż może się wszystkim wydawać. Zazdroszczę ludziom, po których ostre słowa spływają, bo we mnie siedzą i bolą bardzo długo. W czasie sylwestra moja "przyjaciółka" udawała, że mnie nie zna. Zapewne miała dostać okres a wtedy zawsze jej odbija, ale tym razem mnie to zabolało i nie  mogłam już tego dłużej znosić. Ludzie pytali się mnie czy coś się z nami stało, a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć. Zwyczajnie dziewczyna traktuje mnie jak marionetkę, która nie ma uczuć i jest jedynie zabawką, którą wyciąga się tylko kiedy ma się na to ochotę. Rozmawiałam z nią o tym, powstała z tego wielka kłótnia, a każde słowo usłyszane i wypowiedziane sprawiało, że zaciskało mnie w gardle, a oczy zalewała cienka warstwa łez, które lada chwila miały wypłynąć. Jednak ja czułam, że coś we mnie pękło i już nie mogę być taką wrażliwą K, która nie ma własnego zdania. Wyszłam z pokoju zrobić sobie kawę, kiedy usłyszałam, że ta dziewczyna obgaduje mnie z inną koleżanką. Mówiła, że jestem pojebana, głupia i nie wiadomo o co mi chodzi. Każdy z bliskich mi mówił od zawsze, że powinnam ją sobie odpuścić, ale ja nie potrafiłam bez niej żyć, bo przez 3/4 mojego istnienia ona zawsze stała obok. Dlatego te słowa tak bolały. Nagle nie wytrzymałam. Zadzwoniłam do innej przyjaciółki, do której jestem przekonana do końca, jest moją bratnią duszą i jej mogę powiedzieć dosłownie wszystko i zawsze spotka mnie zrozumienie. Płakałam i nie mogłam wydusić z siebie słowa przez ciągły szloch. Być może jestem głupia, że tak to przeżywam, ale ja ją traktowałam jak siostrę, a ona wyzywała mnie od najgorszych nie wiedząc, że ją słyszę. Życie to nie bajka i im prędzej to do nas dojdzie tym lepiej, ponieważ im szybciej uzbroimy się w pancerz obojętności tym rzadziej zostaniemy zranieni.

Z dietą nie jest zbyt dobrze, jednak postaram się to wszystko poprawić. Mam też nadzieję, że u Was wszystko ok, ponieważ dawno nie odwiedzałam nikogo. Postaram się to wszystko nadrobić, ale najpierw muszę położyć się spać, bo jest późno a rano zajmę się komentowaniem i sprawdzaniem Waszego stanu psychicznego (oby było lepiej niż u mnie).

Narysowałam coś żałosnego, ale miło jest wstawić czasem coś od siebie. Ma to większą wartość dla samej mnie, chociaż Wam może się to nie podobać, ale przecież ten blog to mój kawałek wolnej przestrzeni, prawda?





Trzymajcie się
K.